Każdego roku o tej porze nasze rewalskie wybrzeże i nie tylko, tętniło życiem. Pełną parą szły przygotowania do sezonu letniego, a w niektórych miejscach byli już pierwsi turyści. Teraz nad morzem przejmująca cisza, nic się nie dzieje, zamknięte są plaże i nawet mewy krzyczą inaczej. Co dalej z branżą turystyczną? Co dalej z okolicznymi miastami, które pośrednio z niej żyły?

Takie pytania zadajemy sobie wszyscy. Wiele miejsc pracy dla ludzi z Gryfic, Płot, Trzebiatowa i innych miejscowości, stoi pod znakiem zapytania. Wielu lokalnych przedsiębiorców, którzy dostarczali do pensjonatów, hoteli czy ośrodków swoje produkty, już z obawą liczy straty.

Co dalej? To i kilka innych pytań zadaliśmy Arturowi Łąckiemu – posłowi na Sejm RP, ale też lokalnemu przedsiębiorcy, który z wybrzeżem i branżą turystyczną związany jest od zawsze.

Redakcja: Jaka w tej chwili jest sytuacja w polskiej turystyce? O tej porze roku pełną parą szły przygotowania do sezonu. Jak jest teraz?

Artur Łącki: Jaka jest sytuacja w branży turystycznej teraz, to widzimy. Wszyscy siedzą w domach, nikt nic nie robi, a normalnie o tej porze niektórzy już zarabiali pierwsze pieniądze, w okresie Świąt Wielkiej Nocy. Teraz tego nie było. Ważna w tym wszystkim jest specyfika tej branży. My tutaj zarabiamy kilka miesięcy na utrzymanie w całym roku. Tak naprawdę jest to czerwiec, lipiec, sierpień no i troszkę maj. Jeśli nie zarobimy w tych miesiącach, to już w tym roku nie zarobimy. Nie da się tego odrobić później, bo nie ma już lata. Jak nie zarobimy w tych miesiącach, to wiele przedsiębiorstw padnie, wielu ludzi straci pracę i będą to wielkie dramaty ludzkie.

Redakcja: Czego oczekujecie od rządzących? Jakie ruchy powinni wykonać decydenci, żeby ratować branżę turystyczną?

Artur Łącki: My oczekujemy szybkiego rozluźnienia gospodarki. Zamrażanie jej tak drastyczne nie jest metodą walki z koronawirusem. Najlepszą na to metodą jest testowanie, testowanie, testowanie. Rozdzielenie ludzi chorych i zdrowych. Chorzy mają się leczyć i przebywać na kwarantannie, a zdrowi powinni pracować. To jest skuteczna walka z pandemią, tak jak robią w Stanach lub innych krajach. U nas zamknięto cały kraj i co ma z tego wynikać? Polska tygodniowo traci około 10 mld złotych, to nam zgotowali rządzący. Jeden tydzień tych strat pozwoliłby na przebadanie wszystkich Polaków. My nie oczekujemy specjalnej pomocy. Jeszcze cokolwiek można uratować, ale oczekujemy, że w maju rządzący odmrożą w końcu tą gospodarkę i będzie można próbować odrabiać lub chociaż minimalizować straty. Oczywiście ten rok będzie inny, ale my o tym wiemy, bo jesteśmy ludźmi odpowiedzialnymi. Potrafimy tak poprowadzić firmy, żeby ludziom zapewnić bezpieczeństwo. W Niemczech nie zamykano hoteli i restauracji, ale są wprowadzone różne zasady dla bezpieczeństwa i to funkcjonuje. My też możemy to robić, ale trzeba nam na to pozwolić. Jak mamy płacić zobowiązania, skoro nie ma żadnego przychodu? Poza tym biznes polega na tym, że się inwestuje pieniądze, one nie leżą na kupce, tylko mają pracować. Wielu mamy tu takich przedsiębiorców, to np. Sandra, Gołębiewski, ale również moja żona. Jesteśmy wszyscy w trakcie potężnych inwestycji i co mamy zrobić?

Redakcja: Mocno powiązane z branżą turystyczną są przedsiębiorstwa w okolicznych miastach. Tu również będzie odczuwalny zastój w turystyce?

Artur Łącki: Oczywiście, że tak. Cały pas nadmorski od Kołobrzegu po Świnoujście w głąb i miejscowości jak Gryfice, Płoty, Wolin czy Golczewo to odczują. Przecież 70% ludzi tu żyjących jest związanych z turystyką i obsługą turystów, którzy tu przyjeżdżają. Lokalne zakłady produkcyjne jak piekarnie, masarnie i inne, na wybrzeżu mają zbyt. Tam też będą zwalniać ludzi, bo nie będą mieli za co płacić wynagrodzeń. Podobnie jest z usługami i każdą dziedziną. Generalnie to wygląda tak, jakby rząd powiedział – wybrzeże nasze kochane my wam nie pomożemy, bo nie mamy, radźcie sobie sami, ale my nie pozwalamy wam prowadzić działalności. Panowie rządzący siedzą sobie w tych murach w Warszawie, biorą swoje pensje i nie mają zielonego pojęcia, co się tak naprawdę dzieje. To jakiś matrix.

Redakcja: Proszę teraz powiedzieć, co Pan robi jako poseł, żeby uświadomić rządzącym, jaka trudna jest sytuacja nadmorskich biznesów, ale też ludzi, którzy z nich żyją?

Artur Łącki: Jako poseł złożyłem już kilkanaście interpelacji w tej sprawie. Miało być poluźnienie gospodarki, a okazało się, że Pan premier łaskawie otworzył parki, ale już nic nie powiedział o plaży. Dzwonię więc dzisiaj do wojewody i proszę o monitowanie w Warszawie. Przecież razem z parkami zamknięto nam plaże. Parki otwarto, ale o plażach ani słowa. Oczywiście nie mam odpowiedzi, nikt nic nie wie i trzeba czekać. Tak jest ze wszystkim, jak grochem o ścianę. Taki jest przepływ informacji. Interpelacji i zapytań kilkanaście, ale nic z tego nie wynika. Rządzący mają większość, mają rację i najlepiej wiedzą, co robią. Tak właśnie to wygląda.

Redakcja: Dziękujemy za rozmowę.

Niechorze
Sytuacja w polskiej turystyce nad morzem nie jest łatwa. Potrzebuje poluźnienia obostrzeń.
Poprzedni artykułSłużba zdrowia nie będzie poddawana obowiązkowym testom na wirusa
Następny artykułKoronawirus. Nowe statystyki z kraju i województwa. W powiecie gryfickim bez zmian