Jako dawca komórek macierzystych dajesz choremu najcenniejszy dar – szansę na to, by żyć. W polskiej bazie Fundacji DKMS jest obecnie ponad 1,7 mln potencjalnych dawców szpiku, z których aż 8305 stało się dawcą faktycznym. Dotychczas, krwiotwórcze komórki macierzyste trafiły do 1632 pacjentów z Polski i 6673 z zagranicy.

Prawdopodobieństwo znalezienia odpowiedniego dawcy dla pacjenta jest jeszcze zbyt niskie. Im więcej potencjalnych dawców, tym więcej szans na życie dla chorych na nowotwory krwi. Ci bohaterowie, bo tak należy ich nazywać, są zdrowi i żyją zupełnie normalnie. Udało się im jednak przeżyć coś naprawdę niezwykłego – podarowali komuś życie.

Do takich bohaterów należy Pan Marcin Kowalewski, mieszkaniec Powiatu Gryfickiego. Z pozoru człowiek zwyczajny, a jednak sprawił, że inna osoba żyje i ma się dobrze. Spokojny, bardzo empatyczny i niezwykle pozytywny mężczyzna, który opowiedział nam – jak to działa?

Okazuje się, że tylko kilka kroków dzieli Cię od podarowania szansy na życie, naprawdę warto.

Red: Kiedy podjął Pan decyzję, aby zostać dawcą tak cennego daru ratującego życie drugiej osobie?

Marcin Kowalewski: Moje podejście do takich tematów było zawsze otwarte. Dawcą zarejestrowanym, gotowym do oddania szpiku byłem od 7 lat, ale po 5 latach pojawiła się wiadomość, że mogę nim być dosłownie. Pamiętam 24 grudnia 2018 roku dostałem informację, że jest osoba bliźniaczo do mnie podobna, jeśli chodzi o genotyp i potrzebuje pomocy. Zapytano mnie czy nadal jestem gotowy podarować komuś komórki macierzyste. Oczywiście potwierdziłem i później wszystko zadziało się bardzo szybko.

Red: Proszę powiedzieć, co działo się po otrzymaniu tak ważnej informacji?

Marcin Kowalewski: Następstwem tego było skierowanie mnie na badania. Początkowo były to typowe badania, chociaż bardzo szczegółowe. Uzupełniono też moje dane, aktualizowano informacje na temat mojego zdrowia. Zajmowała się mną fundacja DKMS. W dalszym etapie dostałem skierowanie do kliniki na Banacha w Warszawie. To ważne, że cały proces odbywa się w wyspecjalizowanych klinikach, a ta specjalizuje się w pobieraniu komórek macierzystych. Tam przeprowadzono już bardzo dokładne badania. To jest naprawdę proces niezwykle skrupulatny i dużo nam daje. To jest tak, że wiele dowiadujemy się na swój temat, jeśli chodzi o zdrowie. Nie tylko my możemy komuś coś podarować, ale nam darowana jest bezcenna wiedza o naszym organizmie. Kolejny etap to leki. Tydzień przed samym pobraniem szpiku dwa razy dziennie aplikujemy sobie zastrzyk, który powoduje przyrost komórek macierzystych. Jedyną uciążliwością w tym jest to, że trzeba o czymś pamiętać, nic więcej. Zastrzyka w mięśnie brzucha nie jest bolesny i nie ma żadnych skutków ubocznych, po prostu trzeba tylko o tym pamiętać. Drugim elementem jest picie dużych ilości wody, ale to zalecane jest dla zdrowia zawsze.

DAWCA SZPIKU
Jako dawca komórek macierzystych dajesz choremu najcenniejszy dar – szansę na to, by żyć. Pan Marcin pomógł, Ty też możesz.

Red: Jak przebiega sam proces pobierania komórek macierzystych?

Marcin Kowalewski: Wstępną informację, w jaki sposób komórki będą pobrane, dostałem już przy pierwszym badaniu. Są dwa sposoby. Jeden to taki, że są one pobierane bezpośrednio z organizmu po oddzieleniu osocza i innych. Podłączony jestem do maszyny, gdzie z jednej strony pobierana jest krew, a drugimi rurkami wraca. Proces może trwać dwie, trzy, a nawet pięć godzin. W moim przypadku były to dwie godziny. Inny sposób to pobieranie komórek z dołków lędźwiowych. To ważne, bo krążą mity, że pobiera się szpik z kręgosłupa, że jest jakieś wbijanie igły i zapala się czerwona lampka o paraliżu i innych mitycznych efektach ubocznych. Nic takiego nie ma miejsca. Komórki pobierane są z dołków lędźwiowych, pod pełnym znieczuleniem, nie jest to bolesne i jest w pełni bezpieczne. Oczywiście ze strony fundacji zapewniony jest pełny zwrot kosztów całego procesu. My nie płacimy ani za hotele, ani za przejazdy, nie wydajemy ani złotówki. Jest pełen komplet zabezpieczenia. Jesteśmy traktowani bardzo kulturalnie i na wysokim poziomie.

Red: Czy Pana komórki zostały przeznaczone dla konkretnej osoby?

Marcin Kowalewski: Tak, samo pobranie już świadczy o tym, że ktoś oczekuje na moje komórki. One są zdatne do użycia w ciągu 48 godzin, nie są gdzieś zamrażane i przetrzymywane. W moim przypadku był to pilny temat i komórki musiały powędrować aż za ocean. Mój bliźniak jest dorosłym mężczyzną, wagowo zbliżonym do mnie i mieszka w Stanach Zjednoczonych, czyli komórki po pobraniu pojechały prosto na lotnisko i poleciały tam, gdzie czekał na nie człowiek.

Red: Czy ma Pan jakieś informacje o tym człowieku?

Marcin Kowalewski: Wiem, że komórki się przyjęły, biorca jest zdrowy i ma się dobrze. Więcej możemy dowiedzieć się o sobie po dwóch latach. Ten człowiek brał bardzo mocną chemię, jego organizm był bardzo wyniszczony i prawie wcale nie miał odporności, więc tu było ważne, aby mnie nie nękała żadna infekcja czy przeziębienie. Chodzi o to, żeby pomóc, a nie zaszkodzić.

Red: Nie jest Pan ciekawy, jak wygląda ta osoba, kim jest? To chyba wielka satysfakcja mieć świadomość, że uratowało się komuś życie.

Marcin Kowalewski: Oczywiście, że jest ciekawość, bo gdzieś tam na drugim końcu świata jest człowiek bliźniaczo podobny genetycznie. Nie wiem czy wyglądem również, ale genowo bardzo. Satysfakcja jest niesamowita. Oczywiście na każdym etapie można zrezygnować z procesu dawcy, cały czas o to pytają. Myślę, że trzeba to robić bardzo świadomie i stąd te pytania.

Red: Czy po oddaniu komórek są jakieś skutki uboczne, czy uszczerbek na zdrowiu?

Marcin Kowalewski: Nie, absolutnie nie. Co ważne przez rok czasu trzy razy byłem kierowany na pełne badania, które pozwalają kontrolować czy nic się nie dzieje. Na tą chwilę wyniki mam bardzo dobre, więc jest to zupełnie bezpieczne.

Red: Nie jest powiedziane, że ma Pan tylko jednego bliźniaka genetycznego. Czy kolejny raz decyzja Pana byłaby taka sama w razie konieczności?

Marcin Kowalewski: Oby jak najwięcej takich bliźniaków. Oczywiście, że decyzja byłaby taka sama. Teraz jestem akurat w takim okresie karencji. Gdyby się w tym czasie okazało, że jest taki bliźniak, to nikt mi nawet o tym nie powie, bo przez ten okres jestem zarezerwowany dla obecnego bliźniaka. W przypadku, gdyby się coś wydarzyło, muszę być gotowy, żeby znowu pomóc, dobrowolnie oczywiście. Na szczęście jest z nim wszystko w porządku i bardzo się z tego cieszę.

Red: Czy myśli Pan o tym, żeby zobaczyć tą bliźniaczą duszę?

Marcin Kowalewski: Tak, oczywiście. Czekam, aż ten zegar wybije. 19 lutego minie dwa lata od momentu przeszczepu i będę składał wniosek do fundacji. Później trafia on do Stanów Zjednoczonych, tam pytają biorcy czy wyraża zgodę na kontakt ze mną. Wtedy fundacje organizują wymianę danych i możemy podjąć jakąś formę kontaktu. Jestem ciekawy, ale oczekiwań nie mam żadnych. Chciałbym po prostu zobaczyć człowieka, któremu mogłem pomóc. Zachęcam wszystkie osoby, które mogą i spełniają warunki, żeby zostać dawcą, do zdecydowania się na ten krok. Tak mało jest wokół ludzkiej życzliwości, a świadomość, że można komuś pomóc jest bezcenna i daje poczucie spełnienia. Wiem, że faktycznie coś robię.

Red: Panie Marcinie, blisko nas jest dwóch 9-letnich chłopców, którzy potrzebują takich bliźniaków genetycznych, co chciałby Pan im powiedzieć?

Marcin Kowalewski: Przede wszystkim życzę im zdrowia i ciepła wokół nich, bo to pomaga w oczekiwaniu. Pomoc na pewno do nich trafi, bo coraz więcej osób decyduje się być dawcą. Chciałbym, żeby ta rozmowa zachęciła innych do takiej decyzji, działajmy bardziej aktywnie, bo jak widać jesteśmy potrzebni.

Red: Dziękujemy bardzo za rozmowę i życzymy Panu wszystkiego, co najlepsze.

Mamy nadzieję, że ta historia przekona innych, że warto. Dla Pana Marcina i Jemu podobnych, to jedno z najważniejszych przeżyć, jakich mieli szansę doświadczyć. Uderzająca jest świadomość, że bez ponoszenia żadnych kosztów zdrowotnych i finansowych można zrobić coś tak dobrego. Natomiast świadomość, że „bliźniak genetyczny” żyje i ma się dobrze, wzrusza do łez.

W 2020 roku Dzień Dawcy Szpiku przypada na 13 października (wtorek). W Polsce Dzień Dawcy Szpiku obchodzony jest od 2002 roku. Szpik kostny jest niezbędnym darem w leczeniu nowotworu krwi. Jest to dzień, w którym chcemy podziękować wszystkim 37 milionom zarejestrowanym potencjalnym Dawcom Szpiku na całym świecie. Mimo to jest ich ciągle za mało. Przyłączamy się do akcji WMDD i razem z innymi Ośrodkami Dawców Szpiku zachęcamy wszystkich do rejestracji w bazie potencjalnych Dawców Szpiku.

DAWCA SZPIKU
Dawcy szpiku otrzymują wyjątkowe legitymacje.
Poprzedni artykułKonkrety w sprawie tarasu widokowego w trzebiatowskim kościele
Następny artykułSpartański Bieg Gryfa w innym terminie