Tak się złożyło, że kolejny temat szkolny – gimnazja.

Do 1999 roku, w Gryficach były cztery szkoły podstawowe: „1”, „2”, „3” i „4”. Reforma edukacji sprawiła, że pierwsze dwie stały się gimnazjami. System 8 + 4 zastąpiono systemem 6 + 3 + 3. W obu przypadkach wynikiem dodawania jest 12. Tak więc czas nauki się nie zmienił. Ale dla tych, którzy kończyli edukację na szkole podstawowej, czas obowiązkowej nauki wzrósł o jeden rok.

Gdy tworzono gimnazja, oczekiwano, że wzrośnie poziom nauczania. Uważano, że zmiana środowiska pozwoli dzieciom na szybszy rozwój. I to podobno się udało. Piszę „podobno”, bo wszyscy starsi widzą, że poziom nauczania, szczególnie starszych dzieci, ostro pikuje w dół.

Twórcy reformy zdawali sobie sprawę, że do gimnazjów pójdzie młodzież w najtrudniejszym okresie rozwoju. Liczono, że da się opanować i nie będzie większych problemów. Ale chyba w większości szkół to się nie udało.

Minusów reformy jest sporo. W podstawówce  dzieci znały nauczycieli (i nauczyciele znali dzieci), co sprawiało, że wtedy, gdy młodzież wchodziła w trudny wiek, autorytet nauczycieli nadal działał. Dlatego było znacznie mniej problemów wychowawczych. Teraz, tylko trzy lata w szkole (i w gimnazjum i w ponadpodstawowej), to za mało czasu by nauczyciele poznali uczniów i mogli zindywidualizować nauczanie (i wychowanie).

System 8 + 4, a w zasadzie (3 + 5) + 4 pozwalał na sensowny podział materiału do nauki. Wprowadzenie gimnazjów to zakłóciło i w mojej ocenie, mino kilkunastu lat działania, nadal są kłopoty z ułożeniem dobrego programu nauczania. Część materiału jest przerabiana dwa lub trzy razy, a na część nie starcza czasu.

Upiornym pomysłem było tworzenie gimnazjów-molochów. Czasem do takiej szkoły chodzi grubo ponad tysiąc uczniów, a to tego sfeminizowana kadra.  To nie mogło dobrze działać (i dobrze nie działa).

Mnie najbardziej podoba się pomysł „bonu oświatowego” przestawiony na początku lat dziewięćdziesiątych przez Unię Polityki Realnej, a następnie przejęty przez Unię Wolności. Pomysł (zrealizowany w różny sposób we wielu krajach) polega na tym, że rodzice dostają bon, którym płacą za naukę dziecka tej szkole… którą dla niego wybrali. Nie załatwia to wprawdzie wszystkich kłopotów z systemem szkolnictwa, ale na pewno rozwiązuje wiele problemów i daje rodzicom rzeczywisty wpływ na kształcenie dzieci.

alb

Poprzedni artykułUwaga kierowcy!!
Następny artykułDrzewa – nasze życie