Piękna upalna pogoda oraz wolne niedziele zauważalnie wpłynęły na ilość spacerujących po mieście rodzin, które w poobiednie popołudnia drepcząc ulicami Gryfic rozsmakowują się w ofercie miejscowych lodziarni. Idąc tym tropem postanowiliśmy sprawdzić co, w jakich cenach i przede wszystkim, gdzie można spróbować, dając przy tym upust nieustannej towarzyszącej nam ochocie na coś słodkiego.
Jeżeli jednak liczycie na recenzję smaku już spieszymy ze sprostowaniem. W trakcie naszego rekonesansu nie pokusiliśmy się o wystawienie takowej. Do Magdy Gessler ani trochę nie jesteśmy podobni, a i jak przypuszczamy, smaki każdego z nas, co organoleptycznie sprawdziliśmy na sobie, bardzo mocno się różnią.
Wracając jednak do głównego wątku. Nasz spacer rozpoczęliśmy od wspomnień… czasów, gdy w Gryficach królowały lody państwa Mitruk. Tak, jeszcze są wśród tacy, którzy je pamiętają. Genialne w prostocie o niedoścignionym bajecznym śmietankowym, waniliowym, owocowym czy wreszcie czekoladowym smaku. To jednak dopiero początek. Pamiętamy, bowiem również o kultowym „Barze Jaś”, który obecnie jest sklepem, jakich pełno w mieście. Jaś jednak pozostał w naszej pamięci, jako magiczne miejsce gdzie zza szyby wystawienniczej lady można było obserwować równiutko postawiane w rządkach przecudnie wyglądające desery. Dosyć jednak wspomnień.
Czas wszystko zaciera, dziś tamte miejsca funkcjonują więc jedynie we wspomnieniach, na kolejne zaś trzeba solidnie zapracować. Idąc, więc od słów do czynów zmierzyliśmy się z wyzwaniem, a o efektach naszego „szpiegowania” macie okazję przeczytać w tym tekście.
Nasz spacer rozpoczęliśmy, więc od „Malinowego raju”. Miejscu usytuowanym przy ul. Jana Dąbskiego, które rozgłos zawdzięcza dość przykrej dla właściciela sytuacji sprzed kilku lat, gdy to pierwsza w Gryficach lodziarnia na kołach została skradziona. Nie o tym jednak teraz. Jak się okazuje miejsce to zapewne też w związku z bliskością Ogrodu Japońskiego cieszy się sporym powodzeniem.
Kolejka, w której stanęliśmy, mimo całkiem sporej długości, dzięki sprawnej pracy obsługujących klientów pań dość szybko się przesuwała. Efektem były dwa lody z automatu jeden w kolorze jagody oraz drugi, klasyczny, śmietankowy. To jednak tylko wierzchołek oferty która pomimo ograniczonego miejsca (typowa jednak ładnie stylizowana przyczepa samochodowa) jest tu naprawdę duża. Oprócz lodów (są tu również te gałkowe z Zielonej Budki) klienci mogą kupić gofry, kawę oraz rurki z kremem. Najmłodsi zaś mogą się skusić na deser, który można dopieścić wszelkiej maści dodatkami w postaci wielokolorowych posypek, owoców i dżemów. Co do cen, są one w porównaniu z cenami znad morza bardzo przyzwoite np. duży lód z automatu kosztuje jedyne 6 zł zaś dowolna gałka 2,5 zł. Czymże jednak są dwa lody? Drobinką, która w porównaniu z rozbudzonym apetytem pozostawiła niedosyt.
Ruszyliśmy, więc do kolejnej lodziarni w centrum miasta znajdującej się przy Placu Zwycięstwa, która zwie się „Czekoladową lokomotywą”.
Po dotarciu na miejsce zaskoczenie. Pomimo dogodnej lokalizacji lokal przywitał nas brakiem klientów. Co się dzieje spytaliśmy siebie? Czyżby problem był w lodach? Na szczęście nie. Już pobieżny kontakt z zamówieniem rozwiał nasze wątpliwości, o czym przekonała nas szybko tworząca się kolejka, tym razem za nami. Miało to swoje plusy a jednym z najważniejszych był ekstremalnie krótki czas, który minął od chwili rozpoczęcia wypełnienia wafelka białą rozkoszą, skończywszy zaś na wyrwaniu go z ręki sprzedającej pani.
Co do samej oferty, jest równie bogata jak wcześniej. Są, więc lody, kawa z ekspresu oraz herbata Dilmah, także w wersji mrożonej, czekolada na gorąco, czekoladowe fantazje, lody gałkowe (Zielona Budka), koktajle oraz owocowe slushie.
Szczególnie to ostatnie, które w Gryficach można kupić wyłącznie w „Lokomotywie”, jak zauważyliśmy cieszy się sporym powodzeniem. Ceny zaś na pewno nie zrujnują domowego budżetu.
Pora na ostatni przystanek, w dodatku określany przez wielu mianem kultowego. Mowa o najstarszej lodziarni w mieście – „Łakociarni”, znajdującej się przy deptaku prowadzącym do LO im. Bolesława Chrobrego, która działa od 1977 roku. Miejsce, co nie zaskakuje, przywitało nas długą kolejką, która tu zdarza się dość często. W lokalu przywitała nas szerokim uśmiechem pani Kasia – właścicielka tego miejsca.
Lody włoskie, amerykańskie z automatu, kawa, także mrożona, rurki z bitą śmietaną, której smak nie zmienił się od lat 80′ oraz gofry, desery, których receptura została dopieszczona do perfekcji to miejsce, które warto odwiedzić. Ważnym powodem jest na pewno wykorzystywanie do produkcji produktów naturalnych i bez chemicznych dodatków. Podobnie do wcześniej odwiedzonych przez nas lokalizacji i tu można kupić lody gałkowe „Zielonej Budki”. Kontynuując jednak żelazne postanowienie, że próbujemy tego samego, co wcześniej, poprosiliśmy o lody z automatu, które szczególnie w wersji amerykańskiej (czekoladowe) oraz klasyczne włoskie, bardzo nam smakowały. Oprócz lodów klienci dostaną tu również shaki, smothie oraz owocowe desery. Ceny w porównaniu z innymi lokalami odrobinę niższe.
Podsumowując, oferta lodziarni powinna dosłownie każdego miłośnika zmrożonej śmietany zadowolić. Faktycznie brakuje nam może lodów wytwarzanych na bazie jogurtu, takich jak jeszcze trzy lata temu oferowała nieistniejąca już lodziarnia przy Kapitolu (dziś pączkarnia). Mimo wszystko jednak niedzielne spacery trudno sobie wyobrazić bez porcji zimnych lodów, do czego Państwa zachęcamy dając Wam okazję do testu smaku, który każdy z Was powinien zrobić już indywidualnie.