O tym obiekcie pisano już w różnych medialnych przekazach i na przeróżne sposoby. „Zabytek”, „ruina” i jakby jeszcze tego nie nazywał, znana jest nie tylko w Gryficach. Pozostałość po wyburzonym budynku denerwowała, budziła zdziwienie, a teraz chyba już tylko śmieszy.
Śmieszne nie jest to, że z hukiem, kawałek po kawałku „zabytek” się zawala. W środę 13 stycznia br., akurat byliśmy w pobliżu, kiedy rozległ się potężny huk. Ludzie zareagowali zdziwieniem, ale szybko zorientowali się, że to kawał ruiny runęło.
„O nasz „pałac” – bo tak już nazywają mieszkańcy ten obiekt – nadal się wali. Dojdzie tutaj w końcu do nieszczęścia. Tuz przy tym „zabytku” parkują samochody i gdyby tak dzisiaj z tej strony się zawalił taki duży element, to byłoby po aucie. Tam chodzą zwierzaki, a i ludzi widziałem, chociaż nie wiem czego tu szukali, może belek na opał. Dojdzie do jakiegoś wypadku, to wtedy będzie lament” – mówił nasz rozmówca, okoliczny mieszkaniec.
Wiemy, że obiekt został kupiony i stanowi własność prywatną. Nie zmienia to chyba faktu, że trzeba zmobilizować w jakiś sposób właściciela, aby wyeliminował zagrożenie, jakie stanowi ta budowla. Podglądaliśmy z pewnej odległości tą ruinę i wygląda na to, że kolejne elementy za chwilę polecą, oby nie na kogoś, bo chodnikiem tuż obok przy ul. Niepodległości normalnie chodzą ludzie.