Pierwsze dni marca 1945 roku są kłopotliwe nie tylko dla Gryfic, lecz dla wielu pomorskich miast, które pojawiły się nagle na terenie „Ziem Odzyskanych”. Ale czy słusznie?
Wydawałoby się, że wszystko jest jasne. Rokrocznie świętujemy rocznicę „wyzwolenia Gryfic”, „zdobycia Gryfic” , „dnia zakończenia działań wojennych w Gryficach”, „opanowania terytorium zajętego przez wroga”. Obchodzimy rocznicę „polskich Gryfic”, „powrotu Gryfic do Macierzy”, „powrotu na piastowskie ziemie”. Bodajże co roku dokładnie 6 marca, choć zupełnie niesłusznie. No dobrze, może był w 72-letniej historii Gryfic (a wcześniej Zagórza, Gryfiej Góry)wyjątek- raz zorganizowano obchody 5 marca, raz nawet „Bitwę o Gryfice”- ale 4 marca… A dokładnie 5 marca 1945 roku Armia Czerwona wkroczyła do miasta Greifenberg. I proszę, skończmy raz na zawsze z komunistyczną propagandą. Bowiem to święto jest niestety niczym innym. Dbajmy więc o lokalną historię, ale nie przekazujmy sobie jej fałszywego obrazu.
Tym bardziej, że historia bywa ciekawa i mogłaby wielokrotnie czegoś nas nauczyć. Rzeczywiście, 5 marca 1945 roku nie było walk o zajęcia tego miasta przez Armię Czerwoną. Jednakże, kilka kolejnych dni stało się dla miasta „gorących”. Nie tylko z powodu raz po raz podpalanych przez radzieckich żołnierzy kamienic, gwałconych kobiet i niszczonych dóbr- lecz również z powodu wojsk niemieckich, które próbowały przedrzeć się przez Ziemię Gryficką. Bo o odbiciu miasta nie mogło już być mowy… Ale zacznijmy po kolei- zbierając fakty w krótkie kalendarium.
1-4 marca 1945 roku (czwartek-niedziela)
1 marca 1945 roku rozpoczęła się wielka „operacja pomorska” realizowana przez wojska 1. Frontu Białoruskiego. Radziecka taktyka była prosta- w jak najkrótszym czasie, począwszy od 1 marca, zająć jak największe terytorium. Nie bez powodu brzmi to podobnie do tzw. wojny błyskawicznej prowadzonej przez Niemców w 1939 roku. Pierwszeństwo miały czołgi, które miały przecierać szlaki dla piechoty i jednostek artylerii. Dlatego też, czołgi 1 Gwardyjskiej Armii Pancernej dotarły już 4 marca do Trzebiatowa (zajmując go), a następnie udały się dalej w stronę Kołobrzegu. Cofnijmy się jednak o kilka lat. Ziemia Gryficka praktycznie od połowy 1943 roku zaczęła przyjmować Niemców z terenów zagrożonych nalotami lotniczymi. Natomiast od stycznia 1945 roku przez Gryfice została prowadzona masowa migracja ludności- miasto w owym czasie nie miało znaczenia strategicznego, więc nie było zagrożone nalotami. Znalazło się ono na jednym z trzech głównych szlaków zorganizowanych konwojów ewakuacyjnych. W marcu 1945 roku Greifenberg był miejscem schronienia i odpoczynku dla ewakuowanych Niemców z Prus Wschodnich oraz głębszych rejonów Państwa Niemieckiego. Nocowano gdzie się dało. Gryficki pasjonat historii- Wojciech Jarząb, tak opisywał kilka lat temu warunki panujące w tym czasie w mieście:
W samym mieście panował niebywały tłok. Rejon Gryfic przyjął około 100 tys. uchodźców. Zajęte były wszystkie hotele i gościńce. Miejsca noclegowe urządzano w kościołach, a dodatkowo na terenie cukrowni postawiono 15 baraków dla ludzi i koni. Wszystkie stajnie oberżystów, kupców i chłopów zostały zajęte. Mieszkańcy przyjęli pod swoje dachy do 6000 ludzi i 3000 koni. Urządzono trzy duże kuchnie przygotowujące dniem i nocą ciepłe posiłki dla zbiegów. Liczba mieszkańców wzrosła w lutym 1945r. z 11 tysięcy do około 30 tysięcy.
źródło: Gryfickie Echa z dnia 02.03.2006 r.
Dopiero 2 marca 1945 roku pierwsi uchodźcy zaczęli opuszczać miasto. Wtedy to z daleka było słychać wystrzały z dział, a wieczorami południowe niebo czerwieniło się od łun. Kolejne dni były jeszcze bardziej dramatyczne- kto tylko żyw, chciał opuścić zagrożone terytorium. Cywile próbowali dostać się do przejeżdżających przez miasto niemieckich samochodów wojskowych- zajmowano nawet miejsca na błotnikach i stopniach pojazdów. Największa grupa Niemców zdecydowała się uciekać z miasta dopiero w niedzielę, 4 marca. Wtedy to z miasta odjechało w stronę Stepnicy kilka ostatnich, przepełnionych pociągów kolei wąskotorowej- kolej normalnotorowa od dawna była zablokowana. Kolejne transport skrywały się przed nalotami w lasach, a tradycyjna podróż zajmowała o wiele więcej czasu niż zwykle- ostatni pociąg do Stepnicy dotarł dopiero 5 marca przed południem. Po jego odjeździe w mieście zapanowała cisza- przerywana raz po raz coraz bliższymi seriami z karabinów oraz wystrzałami z ciężej broni. Mieszkańcy, którzy postanowili pozostać w mieście- lub też zabrakło dla nich transportu, a nie mieli sił na pieszą wędrówkę- zabarykadowali się w swoich domostwach. Mieli nadzieję na to, że pozostałe w mieście wojsko obroni je. Jeszcze w niedzielę, Wojskowy Komendant Miasta zapewniał Starostę o gotowości do obrony. Szybko zmienił on jednak swoje zdanie…
5 marca 1945 roku (poniedziałek)
Jeszcze w nocy, Wojskowy Komendant Miasta poinformował cywilne władze o oddaniu dawnych Gryfic bez walki. Ostatnie oddziały wojskowe (2 batalion Volkssturmu oraz 20 pancernych pojazdów 10 Zmotoryzowanego Oddziału Zwiadowczego SS) opuściły miasto. Spowodowało to wszechogarniającą wszystkich panikę i strach. Pomimo ciemności, przymrozku oraz sporego oblodzenia, część pozostałych w mieście cywili (spośród około 6 tysięcy osób) postanowiła wyruszyć w stronę Świeszewa i Kamienia Pomorskiego. Wielu z nich miało nadzieję na to, że uratują w ten sposób siebie i swój dobytek- większość domyślała się jednak, że będzie to jednak ich ostatnia droga… Piesza kolumna kilkukrotnie zawracana była bowiem przez sowieckie oddziały pancerne. Ostatecznie to jednostki 7 Gwardyjskiego Korpusu Kawaleryjskiego zatrzymały ją w okolicach Świerzna. O tym, co działo się później lepiej nie wspominać… Kolumnę spotkał taki sam los, jak wszystkich innych, którzy natrafili na „wyzwolicieli”.
Tymczasem w Gryficach od godzin porannych niemieccy saperzy wysadzali kolejne mosty na rzece Redze, otworzyli (lub wysadzili) śluzy na zaporze przy elektrowni. A to wszystko po to, by powstrzymać nadciągającą Armię Czerwoną. W wyniku tych działań zostały zniszczone jedynie dwa domy, które znajdowały się najbliżej mostu na Redze. W godzinach popołudniowych (najprawdopodobniej około godziny 15) do niebronionego miasta wkroczyli żołnierze 5 Samodzielnego Gwardyjskiego Pułku Motocyklowego (dowodzonego przez podpułkownika Anatola Iwanowicza Muraczewa) z 2 Gwardyjskiej Armii Pancernej 1 Frontu Białoruskiego. Potwierdzają to również wspomnienia z tego dnia ukrywających się w mieście Niemców:
Last: „Pierwsi Rosjanie przybyli popołudniem SchutzenstraBe (ulicą Strzelecką). Wyważali zamknięte drzwi, rozbijali szafy i komody.”
Lemke: „Popołudniem w poniedziałek pierwsi Rosjanie przyszli od Wzgórza Ottona i Płotów do miasta i rozpoczęło się plądrowanie. Oni mieli szczególny pociąg do zegarków, ozdób i złotych pierścieni. Chociaż nikt im nie stawiał oporu, tego pierwszego dnia swoich rządów zastrzelili około 40 osób. Wieczorem i w nocy w wielu miejscach pojawiły się pożary, szczególnie w okolicy Kościoła Mariackiego.”
Manfred Vollack: „Poniedziałek 5 marca 1945 […] O 8:30 został, w Greifenberg, wysadzony most na Redze. […] O 15:00 pojawili się pierwsi Rosjanie w Greifenberg, wieczorem zajęto miasto i krótko po tym wybuchły pierwsze pożary.”
Busch: „Okropny krzyk podniósł się w mieście o godzinie 15. Czterech Rosjan przeszło wzdłuż KonigstraBe (ul. Wojska Polskiego) strzelając w powietrze. Oni zostali powitani na rynku przez pozostałych w mieście Polaków. Zaczęło się plądrowanie.”
Tscheppe: „Popołudniem o godz. 15 pierwsze rosyjskie czołgi zjawiły się na BroitzerstraBe (ul. Broniszewska) i stanęły tam, ponieważ nie mogły przeprawić się przez Regę. Mosty były uszkodzone. Oddziały zwiadowcze pojawiły się na terenie fabryki i zostały głośno powitane przez pozostałych w mieście Polaków.”
Pozostali w mieście Polacy wspólnie z „wyzwolicielami” rozpoczęli świętowanie- w tradycyjny sposób. Tak oto została podpalona stodoła przy obecnej ul. Jana Dąbskiego, a w pobliskim domu urządzono suto zakrapianą popijawę. Pozostała część miasta trwała w ciszy i oczekiwaniu- wieczorem zapłonęły pierwsze budynki. Plądrujący wszystko żołnierze wkraczali do kolejnych domostw. Gdy nie otrzymywali tego, co pragnęli, zabijali kolejne osoby. Wielu Niemców słysząc krzyki, decydowało się na samobójstwo. Była to jednocześnie jedyna ucieczka dla wielu dziewczyn i kobiet przed zbliżającym się gwałtem… Poniedziałkowa noc nie przyniosła wielu strat- najprawdopodobniej pierwsi Rosjanie opuścili wieczorem miasto. Żadnych działań wojennych tego dnia w mieście nie było.
Niebawem opiszę tu kolejne dni z marcowego kalendarium- by po raz kolejny pokazać, że żadnego „wyzwolenia” i „zdobycia” nie było. Wiele miast rezygnuje z obchodów tego rodzaju świąt. Wiele zrezygnowało dawno temu. Ale niektóre i teraz ostatecznie odcinają się od propagandy minionego ustroju. Przykład należy brać ze Stargardu (już od praktycznie roku nie Szczecińskiego), który jednoznacznie zakończył marcowe świętowanie. A my w Gryficach… Nawet na oficjalnej stronie Gminy Gryfice nie znajdziemy informacji o odbywających się skromnych „obchodach”- wspomnianych choćby na portalu egryfice.pl (link bezpośredni). Może więc czas zakończyć je, skoro powoli pozostają one wspomnieniem minionych lat?
Link do drugiej części relacji- Wyzwolenie Gryfic, czy zdobycie Greifenberg? [2]