Zima to odwieczny problem osobami bezdomnymi, którzy koczują na klatkach schodowych, zaczepiają ludzi na ulicy i stają się coraz bardziej agresywni, bo po prostu czują się bezkarni.

Kiedy robi się zimno mieszkańcy wielorodzinnych budynków zaczynają borykać się z ludźmi, którzy z różnych powodów nie mają stałego miejsca zamieszkania i nawiedzają klatki schodowe, aby się ogrzać czy przespać noc w cieplejszym miejscu. Już to, samo w sobie, jest niepożądanym przez mieszkańców bloków faktem, a jeśli do tego dodać fetor, jaki pozostaje po takich wizytach, sprawa urasta do problemu.

Zaczyna się zima i już mamy na klatkach pierwszych gości – mówi Pani Anna. Nie wiem w jaki sposób załatwić to raz na zawsze. Oni strasznie cuchną, śmierdzi w całej klatce mimo, że mamy aż cztery piętra. Mało tego, nocą załatwiają tu swoje potrzeby i to różnego kalibru, wtedy nie można nosa z domu wystawić. To jest straszne. Niektórzy to nawet są agresywni, jak zwraca się mu uwagę, żeby poszedł po pomoc do OPS, to potrafi wyzwać, a nawet rzuca się do bicia. Ostatnio musiałam użyć parasolki, żeby wygonić takiego delikwenta z klatki schodowej, a przy drzwiach wyjściowych usłyszałam jeszcze „w……….”. Czy naprawdę nie ma na to żadnej rady? Czujemy się coraz bardziej zagrożeni”.

Wiemy, że problem nie jest odosobniony i borykają się z nim w wielu budynkach. Co w takim razie zrobić, aby chociaż zminimalizować takie wizyty, bo chyba zupełnie, nie da się ich wyeliminować.

Ludzie dzwonią na policję i do OPS, ale to nic nie daje. Nikt nie może siłą zabrać takiego człowieka i umieścić w jakimś ośrodku. Sami natomiast nie kwapią się, aby skorzystać z takiej pomocy, bo pewnych rzeczy nie będą mogli tam zrobić.

Dochodzi już do tego, że nawet na ulicy bezczelnie zaczepiają ludzi. Oto relacja Pani Doroty dosłownie z dnia 3 grudnia 2020r.

Wychodziłam z biura na zimową ulicę. Plecak założyłam na plecy. W jednej ręce dwie torby, drugą ręką zamykałam drzwi. I dobrze, że zdążyłam. Nie wiem jakim cudem ten mężczyzna zmaterializował się za mną. Wychodząc wydawało mi się, że wychodzę na zupełnie pustą ulicę. Chwycił za ucho mojego plecaka, ale po chwili puścił. Stanął za to zbyt blisko. Czuć było mocny alkohol.

– I co teraz? – pyta zaczepnie.

Na ulicy NIKOGO. Telefon w plecaku. Ręka zajęta torbami, w drugiej klucze. Nawet samochód nie przejeżdża.

-Proszę dać mi spokój – chcę go wyminąć i ruszam do auta, stojącego 10 metrów dalej. Idzie za mną.

– Bo co zrobisz? – pyta i patrzy bezczelnie.

– Proszę dać mi spokój.

– Bo co zrobisz? – pyta głośniej i zaczepniej, idąc krok w krok.

Jestem niemal przy aucie, gdy po szybkiej analizie, że w tym momencie błędem byłoby zatrzymywanie się i otwieranie samochodu, zmieniam zdanie. Muszę do ludzi… Parę kroków dzieli mnie od monopolowego. Przechodzę szybko na drugą stronę. On idzie równolegle drugim chodnikiem i obserwuje. Oddycham z ulgą, gdy wchodzę do sklepu. Sprzedawczyni sama.

– Coś się stało? – pyta, widząc moją minę.

– Właściwie weszłam, by poczuć się bezpiecznie – mówię cicho. – Bo wie Pani, za mną idzie jakiś mężczyzna i…

Nie kończę, bo drzwi się otwierają i facet wchodzi do sklepu. Sprzedawczyni patrzy na mnie znacząco. Ściągam z półki pierwszą lepszą puszkę i kupuję. Po prostu, by czymś się zająć… On w tym czasie przygląda się bezczelnie. Wychodzi dopiero wtedy, gdy do sklepu wchodzi kolejny klient. Sprzedawczyni obsługuje młodego brodacza i jednocześnie zwraca się do mnie.

– Dobrze pani zrobiła, wchodząc tu. Znam go, zresztą jak ich wszystkich. Ale ten jest najgorszy. Nieobliczalny i mocno agresywny.

– Będę się bała pójść do samochodu – przyznaję.

– Obsłużę pana i wyjdę z panią – mówi sprzedawczyni.

– Ja z panią pójdę – nieoczekiwanie odzywa się klient. – Odprowadzę do samego auta.

– A ja stanę przed wejściem i będę na was patrzyła – deklaruje sprzedawczyni.

Grudzień to miesiąc, gdy aniołów na Ziemi jakby więcej… Anioł to drugi człowiek… Jego zachowanie i pomoc… Ps. Dziękuję za dzisiaj”.

Pani Dorota otrzymała pomoc innych ludzi, Pani Anna użyła parasolki, ale tak naprawdę nie załatwia to problemu, bo następnym razem może się nie udać. Następnym razem agresywny, pijany „bezdomny” na własne życzenie, może zrobić komuś krzywdę.

Czują się bezkarni, bo niby kto i jak ma ich ukarać. Nie ma żadnych przepisów zmuszających do leczenia i pobytu w ośrodku, a może powinny być, bo w końcu jakiś dramat zmusi kompetentnych ludzi do zajęcia się tematem.

Co na to nasi Czytelnicy?

bezdomność
Czy bezdomni są problemem na ulicach Gryfic?
Poprzedni artykułNauka zawodu w dobie pandemii
Następny artykułŚw. Mikołaj zostawił paczki w UG Rewal i szykuje się do Konwoju