Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie (…)
To stwierdzenie znalazło się w 1600 roku w akcie fundacyjnym Akademii Zamojskiej. I chyba nikt z tym zdaniem nie polemizuje, przynajmniej w teorii.
Ale praktyka jest inna. Cały czas, mimo protestów lokalnej społeczności są zamykane małe szkoły. Fakt, dzieci jest mniej i samorządom „nie opłaca się” utrzymywać szkoły.
Rządzący samorządami zapominają, że samorządy nie są firmą, która ma przynosić zyski, ale za nasze, podatników pieniądze mają nam tworzyć jak najlepsze warunki życia. Argument, że się nie opłaca utrzymywać szkoły nie może być decydującym o jej zamknięciu.
Wprawdzie nigdy nie jechałem gimbusem, ale mogę sobie wyobrazić, co się tam dzieje. I do takiego gimbusa, w którym jadą również gimnazjaliści wsiadają sześcio czy siedmiolatki, które do tej pory były przyzwyczajone do bezpiecznego życia w znanym sobie kręgu rodziny i sąsiadów. Psychologom zostawiam ocenę, jak to wpływa na dalszy rozwój dziecka. Na pewno lepiej by było dla tych dzieci, gdyby chociaż trzy lata nauczania początkowego mogły odbyć w szkole blisko domu.
W latach dziewięćdziesiątych byłem na wycieczce w Tunezji. Tunezyjski przewodnik pokazując zabudowania na pustyni powiedział: „Jeżeli Państwo widzicie w oddali trzy budynki, to jednym z nich jest szkoła”. Nie weryfikowałem, czy tak było naprawdę, ale wygląda na to, że w krajach określanych przez nas pogardliwie „trzeci świat” rozumieją, że przyszłość ich krajów zależy od tego, jak wykształceni będą obywatele. I nie zdziwię się, gdy zblazowana Europa zacznie być zalewana nie przez falę „uchodźców”, ale przez falę dobrze wykształconych Arabów, Hindusów, Afrykanów.
Utrzymanie małych szkół to złożony problem. Najczęściej podkreśla się sprawy finansowe, ale często są problemy z poziomem nauczania i ze stosunkiem dzieci do nauki. Mniejsze są też możliwości udziału dzieci w zajęciach pozalekcyjnych. Ale co do jednego jestem przekonany: sprawy finansowe nie powinny być jedynym, ani najważniejszym powodem zamknięcia szkoły!